sobota, 7 czerwca 2014

Dwa.

Po chwili na moim czole znalazł się biały plaser, a dwójka przyjaciół uśmiechała się do mnie. To dziwne - ta myśl ciągle pojawiała się w moim umyśle. Patrzyłam na nich z lekkim przerażeniem. Nie wiedziałam dlaczego nagle dopadły mnie przeraźliwe myśli, że oni wiedzieli co właśnie robiłam i co znalazło się w mojej torbie. Nie, to niemożliwe. Przekonywałam sama siebie, próbując uformować na swoich ustach delikatny uśmiech. Wzrok z twarzy Harry'ego przeniosłam na jego sylwetkę. Ubrany był w białą koszulkę, a na nią zarzuconą miał szarą marynarkę. Czarne jeansy i białe conversy. Wyglądał.. drogo. I oczywiście jak najbardziej przystojnie. Zerknęłam również na Tony'ego. Również prezentował się nad wyraz przystojnie, jednak wiele brakowało mu do Stylesa. Wróć! Shelton, masz robotę.
- Dzięki za pomoc.
- Nie ma za co.
Poczułam, że młody mężczyzna chwyta mnie za dłoń i jednocześnie ciągnie do góry. Stanie na nogach wcale nie okazało się tak łatwym pomysłem jak uważałam. Poczułam jak kręci mi się w głowie, przed oczami widziałam ponownie mgłę, ale nie mogłam pozwolić sobie na kolejną utratę przytomności. Musiałam iść do Charliego.
- Hej? Wszystko w porządku?
- W jak najlepszym.
Ramię Harry'ego owinięte było wokół mojej tali, dzięki niemu wciąż utrzymywałam się w pionie. Delikatnie chwyciłam się jego przedramienia. Wdech, wydech. Wdech, wydech. Powtarzałam sobie w myślach. Nie pierwszy raz jak mdlejesz, Jass, weź się w garść.
- Na pewno?
- Tak. Dzięki wielkie. Muszę już iść.
Uśmiechnęłam się w jego stronę, puszczając jego ramię.
- Idziesz na lekcje?
- Ymm, nie.. Powiedziałam ci przecież, że muszę iść do brata.
- Chyba powinnaś pójść do domu.
- Nie, mam na prawdę ważną sprawę. Muszę iść, jeszcze raz dzięki za pomoc, serio.
- Co jest takie ważne, że musisz do niego iść? Ma jakieś kłopoty czy coś?
Serio? Spojrzałam na niego spode łba nie mając ochoty mu nic tłumaczyć. Nie dość, że wciąż brakowało mi dwudziestu funtów, to zaraz się spóźnię. Aczkolwiek daleko w podświadomości kiełkowała się nadzieja, że Harry Styles martwi się o Jassmine Shelton. Jakie to niedorzeczne. 
- Harry, proszę.
Mruknęłam, próbując wyrwać się z jego uścisku.
- Chłopie, daj spokój. Jak dziewczyna nie chce mówić to się nie wtrącaj, okej? Przepraszam za niego i zalecam byś zaraz położyła się do łóżka, bo pewnie twoja głowa nieziemsko daje ci teraz popalić.
Anthony zaśmiał się, kładąc dłoń na ramieniu przyjaciela. Uśmiechnęłam się do niego czując, że chociaż on zrozumiał, że Harry przekracza pewne granice. 
- Doktorek się znalazł..
- Doktor Anthony Doe melduje się na stanowisku.
Zaśmiał się, a ja po chwili dołączyłam do niego widząc skwaszoną minę Stylesa. Poczułam, że w końcu sama trzymam się na nogach, więc mogę się już oddalić od dwójki bardzo pomocnych mi mężczyzn.
- Tak więc dziękuje wam jeszcze raz za uratowanie mojej głowy.
- Polecamy się na przyszłość.
- Wolałabym tego nie powtarzać.
Uśmiechnęłam się w stronę Tony'ego. Harry patrzył na mnie z miną, której nie mogłam zrozumieć. Czy coś zrobiłam nie tak? 
- To narazie.
- Cześć!
- Do zobaczenia..
Usłyszałam zniżony głos Harry'ego. Wyczuwałam coś dziwnego w jego zachowaniu jak i odpowiedzi. Nie mogłam zrozumieć, dlaczego Styles zrobił się nagle taki oschły. Szybkim krokiem skierowałam się jednak do wyjścia ze szkoły. Za kilka minut miała być godzina dziesiąta, a ja wciąż nie dałam pieniędzy Charliemu. W roztargnieniu rozglądałam się jednak dookoła siebie, próbując wymyślić skąd mam wziąć ostatnie dwadzieścia funtów. Stanęłam przed wejściem do swojej szkoły, pocierając bolące czoło. 
- Myśl, myśl, myśl.
Spojrzałam na swoją dłoń. Pierścionek od mamy. Ile może być warty? Oby przynajmniej dwadzieścia funtów. Westchnęłam cicho, nie mogąc się zdecydować by ruszyć w stronę miasta i sprzedać pamiątkę po mamie. Patrzyłam na swoją dłoń i miałam wielką ochotę by się rozpłakać. Nie mogłam go sprzedać. Dostałam go na szesnaste urodziny. Nie miał wielkiej wartości pieniężnej, ale jak najbardziej emocjonalną. Nie można przywiązywać się do rzeczy! Postanowiłam i szybko ruszyłam by tylko się nie rozmyślić. W kilka minut przemierzyłam drogę prowadzącą do centrum miasta. Kilka razy spoglądałam do tyłu z omylnym wrażeniem, że ktoś za mną idzie. Najwyraźniej zaczynałam świrować, bo jak to inaczej wytłumaczyć? Stanęłam przed sklepem nad którym wisiał szyld z napisem "lombard".
- Dasz radę..
Przełknęłam rodzącą się w gardle gulę z nadmiaru emocji i z głośno bijącym sercem weszłam do środka lokalu. Starszy człowiek podniósł wzrok z nad jakiegoś radia. Uśmiechnął się do mnie mile.
- Dzień dobry! W czym mogę pomóc?
- Chciałabym sprzedać ten pierścionek..
Mruknęłam cicho, zsuwając go z dłoni i kładąc na ladę. Mężczyzna chwycił go w dłoń obracając kilka razy pod lampką.
- Nie jest zbyt kosztowny.
- Zdaje sobie z tego sprawę, ale bardzo potrzebna mi jest gotówka.
- Dam za niego nie więcej niż 30 funtów.
Uśmiechnęłam się lekko, słysząc jego słowa. Ratujesz mi dupę człowieku.
- Świetnie! Tyle mi potrzeba.
Chwilę później wychodziłam ze sklepu z 30 funtami w kieszeni. Spojrzałam na zegarek. Kilka minut po dziesiątej. Nie dobrze.. Po raz kolejny tego dnia prawie biegiem ruszyłam w stronę szkoły młodszego brata. Czasami musiałam przystanąć czując mocniejszy ból głowy. Kilka oddechów załatwiało sprawę. Piętnaście po dziesiątej wpadłam do szkoły jak burza. Sprzątaczka spojrzała na mnie ze zdziwieniem, ale ja tylko zapytałam o salę w której klasa mojego brata odbywała właśnie lekcje. Skacząc co dwa schodki znalazłam się na piętrze i skręciłam w odpowiedni korytarz. Na ławce przed salą ujrzałam jednak skulonego malca. Rozpoznając w nim mojego brata podbiegłam do niego, klękając przed nim.
- Charlie?! 
Nie usłyszałam żadnej odpowiedzi, więc chwyciłam tylko za jego dłonie, które namiętnie przyciskał do swojej twarzy. Nie wiedziałam o co chodzi, więc na myśl przychodziły mi tylko głupie pomysły.
- Charlie, co się stało?!
- Bo.. bo..
Jego ciałem wstrząsnął szloch. Widząc malca w takim stanie, usiadłam na ławce i pociągnęłam na kolana. Przyciągnęłam go jak najbliżej swojej klatki piersiowej, oplatając ramionami i delikatnie kołysałam się w przód, i w tył.
- Charlie, ale wszystko jest okej. Powiedz mi co się stało.
Zapytałam po raz kolejny zaniepokojona. Ręce mi się trzęsły ze strachu o niego, a on tylko wypłakiwał mi się w koszulkę. Trzymałam go mocno w ramionach, a w głębi ducha modliłam się by nic poważnego się nie stało. Ignorowałam dotkliwy ból głowy, który narastał przez zdenerwowanie. Jednak po kilku minutach poczułam, że malec zaczyna się uspokajać. Sięgnęłam do torebki i wyciągnęłam z niej paczkę chusteczek. W końcu udało mi się odkleić dłonie Charliego od jego twarzy. Chusteczką wytarłam jego mokre policzki. Malec patrzył na mnie z miną zbitego psa. 
- Co się stało?
- Nie przyniosłaś mi pieniędzy..
Z mojego serca spadł właśnie olbrzymi kamień. To ja już myślałam nad jakimś pobiciem, coś..
- Mam te pieniądze, przepraszam, że tak późno. Musiałam pożyczyć, ale już mam.
Uśmiechnęłam się do niego, widząc jak na jego twarzy zaczyna rodzić się uśmiech.
- Na prawdę?! Masz?! Jak ja cię kocham!
Uwiesił się na mojej szyi, niemal mnie dusząc. W tym momencie nie przejmowałam się żadnym bólem, żadnym żalem za pierścionkiem mamy, w tym momencie liczyło się tylko spełnianie marzeń Charliego.
- Ja ciebie też. Jednak puść mnie już.
- Dasz mi je? I ja zapłacę?
- Jasne, a co teraz wbijesz na salę?
- No pewnie!
Zeskoczył z moich kolan, podskakując z wyciągniętymi dłońmi. Pokręciłam głową z szerokim uśmiechem i chwyciłam za torbę. Wyciągnęłam z niej sto funtów, a dziesięć schowałam dokładnie, by przypadkiem ich nie zgubić. Wcisnęłam mu w dłoń, a on jak na skrzydłach pofrunął do klasy. 
- Mam pieniądze! Pani Green, mam pieniądze!
Zaśmiałam się cicho, wciąż siedząc na ławeczce. Szczęśliwy głos młodszego brata zmywał cały niepokój dzisiejszego poranka. Za szczęśliwy to on nie był. Trzeba było przyznać. Oparłam głowę o zimną ścianę, podejmując decyzję, że dzisiaj nie pojawię się już w szkole, a pójdziemy z Charliem na plac zabaw. Czekałam na dzwonek około dwudziestu minut. Charlie wyszedł jako ostatni z klasy, ciągle podskakując koło swojej wychowawczyni. Podniosłam się z ławeczki, uśmiechając się do nich. Przywitałam się z jego nauczycielką wymieniając kilka uprzejmych zdań, słysząc jednocześnie, że Charlie jest jednym z najlepszych uczniów w jego klasie. Spojrzałam na niego z dumą.
- W takim razie zasłużyłeś na lody.
- Lody?!
Chwycił mnie mocno za rękę, patrząc uważnie, jakbym mówiła, że jutro przyjdzie mikołaj. Kiwnęłam głową i pożegnałam się z nauczycielką. Charlie naciągnął na siebie plecak i zaczął mnie ciągnąć do wyjścia. Całą drogę do lodziarni opowiadał mi co robił dzisiaj w szkole i jak będzie spędzał swoją wycieczkę. Uśmiechałam się cały czas widząc jak bardzo jest szczęśliwy. Kiedy doszliśmy do lodziarni chłopczyk przytulił się do szyby z lodami.
- Zaszalej, masz do wyboru trzy gałki.
- TRZY?!
- No pewnie.
Z wybranymi gałkami, pucharkami w dłoni usiedliśmy w specjalnym ogródku na tyłach lokalu. Słońce grzało, lody były pyszne, przyjemny spokój. Od dłuższego czasu poczułam się naprawdę przyjemnie. Spokój i harmonia.
- To ja się tu o ciebie martwię, a ty sobie na lodach przesiadujesz?

3 komentarze:

  1. *o* Cudne. Nie mogę doczekać się dalszych, Pisz i pisz, bo czekam :D
    Weny życzę!

    OdpowiedzUsuń
  2. Obiecałam, że przybędę z komentarzem dzisiaj, więc przybyłam. Wczoraj byłam zbyt zmęczona po zrobieniu mojego zwiastunu.
    Jednak wracając do rozdziału... Podobało mi się.
    Postać Harry'ego jest naprawdę cudowna. Posiada plusy i minusy tak jak prawdziwy człowiek. Mało autorek potrafi stworzyć takiego bohatera. Wielki plus za niego :D
    Ogromnie urzekła mnie ta sytuacja, kiedy Styles zaczął tak bardzo, bardzo martwić się o Jass. Było to z jednej strony dziwne, a z drugiej pokazywało tak wiele jego emocji i uczuć jak na osobę bogatą. Nie sądziłam, że z taką upartością będzie się o nią martwił, mimo że była dla niego zupełnie obcą dziewczyną/koleżanką/nieznajomą ze szkoły.
    Jednak zaintrygowało mnie jego zmiana zachowania, jakby wiedział, co ona zrobiła. Jakby wiedział o tej kradzieży. Dziwne, ale takie odniosłam wrażenie, kiedy czytałam rodział.
    Jejciu... Niby straciła jedyną pamiątkę po matce, ale z drugiej zyskała coś bardziej cenno, czym jest radość jej młodszego brata. Jego radość była tak bardzo naturalna, że ojejciu :D
    Końcówka mnie dobiła. Jak mogłaś zakończyć w takim momencie. Przecież to jest niczym zbrodnia, żebym czekała tyle czasu na nowy rozdział. Przeczuwam, że Harry odnalazł Jass. Ciekawe w jaki sposób będzie mu się tłumaczyła, jeśli w ogóle to zrobi.
    Życzę weny i pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Mianowałam Cię do VBA! Więcej informacji tu: http://igrzyska-smierci-wyspa.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń

Szablon by S1K